czwartek, 22 marca 2012

Jeden.

Drzwi od salonu zaskrzypiały przeraźliwym dźwiękiem. Zza kuchni wyjrzały 4 głowy.
-Zayn, gdzie byłeś? i znów to samo- odezwał się kiwiąc głową Louise
-Dajcie mi spokój, wróciłem i co zadowoleni?-odpowiedział na zaczepkę brunet.
-Musisz o tym wreszcie zapomnieć, weź się w garść minęły już prawie 3 miesiące- wtrącił ze stanowczą miną blondyn.
Zayn nie odezwał się ani słowem, zmierzył wzrokiem Niala. Zabrał z korytarza rzucony na podłogę czarny plecak, po czym zaczął iść w stronę swojego pokoju.
-Nie zapomnij, że dziś o 14:00 jest próba, lepiej by było gdybyś się pozbierał do tego czasu i nasz menadżer nie widział cię takiego- dało się słyszeć krzyki. Chłopak je zignorował.
-Mam ich dość, wiem, że są moimi przyjaciółmi, ale nie rozumieją co ja czuje- powiedział do siebie pod nosem, trzaskając głośno drzwiami. I już był w pomieszczeniu, w którym czuł się bardzo dobrze. Położył się na świeżo pościelonym łóżku, patrząc się w jeden punkt na suficie. W jego pokoju nic się nie zmieniło, pomimo tego, że był chłopakiem miał niesamowity porządek, fioletowe zasłony przysłaniające białą framugę lekko uchylonego okna wpuszczającego świeże powietrze do pokoju,  na biurku widniały 3 zeszyty starannie ułożone, na nakstliku była niebieska lampka nocna skierowana w stronę łóżka. Nagle drzwi do pokoju lekko się uchyliły.
-Za 5 minut zejdź na dół, zbieramy się na próbę- dało się słyszeć głos chłopaka.
Zayn nic nie odpowiedział, stale wpatrując się w jeden i ten sam punkt na suficie, jednak otrząsł się i po 10 minutach był już gotowy. Włożył do kieszeni od spodni paczkę papierosów, jeszcze raz spojrzał na porządek w swoim pokoju, po czym wyszedł starannie zamykając za sobą drzwi. Założył słuchawki na uszy, nie chciał słyszeć kolejnych kazań swoich przyjaciół, którzy przecież bardzo się o niego martwili. Usiadł z tyłu samochodu. Jadąc wpatrywał się w mijane obiekty, przyrodę, budynki, które praktycznie znał na pamięć.
Spojrzał na niebo, było zachmurzone i całe czarne- będzie padać- pomyślał opuszkiem palca zmieniając w swojej MP3 kawałek piosenki. Niedługo potem byli już na miejscu. Niechętnie wysiadł z wozu udając się do wielkiego budynku, tam czekała z pozoru prosta praca-przyjść zaśpiewać kilka piosenek, ukłonić się i gotowe. Realia były całkiem inne. Śpiewanie to było to co kochał, oddawał się temu z największym zamiłowaniem, nie mógł żyć bez tego, nie była to dla niego tylko praca dająca pieniądze, ale przede wszystkim pasja, której oddawał się w każdej minucie, zawsze.
Jednak dzisiejszy dzień był dla niego fatalny, nic mu się nie udawało, to już trwa 3 miesiące, 3 miesiące bolesnej pustki, która nic i nikt nie może zastąpić. Nie umiał sobie z tym poradzić, to wszystko go przerastało, czuł że oddala się od swoich przyjaciół,  tak bardzo tego nie chciał, gdyby ona była wszystko byłoby inne, lepsze i łatwiejsze, znów odżyła by w nim chęć życia i radość z niego. Każdy poranek witałby z miłością i chęci przebudzenia się i przeżycia dnia myśląc co go jeszcze spotka. Teraz tak nie było, nie potrafił znaleźć własnego miejsca na Ziemi, wszystko go denerwowało i smuciło. Pocieszenie umiał znaleźć w swoich ulubionych papierosach, które tak bardzo chciał rzucić, oderwać się od tego wszystkiego.
-Zayn i znów pomyliłeś zwrotkę, weź się w garść, bo nasz koncert będzie wielką klapą, a doskonale wiesz jak nam na wszystkim zależy- usłyszał głos Liama i jego wzrok skierowany wprost na niego.
Nie odpowiedział, zamknął się całkowicie w sobie, usiadł na bordowej, skórzanej kanapie wpatrując się w zachmurzone niebo, jakby czekając aż spadną z niego krople deszu, nie chciał wysłuchiwać tego wszystkiego, ale wkońcu nie wytrzymał.
-Dajcie na luz, dziś nie czuję się najlepiej, ale jutro już będzie już dobrze- odburknął wstając napięcie i udając się w stronę drzwi
-Zawsze tak jest ! - krzyknął za nim chłopak o kręconych włosach
Zayn szedł klatką schodową, która prowadziła do wyjścia. W pomieszczeniu było dziwnie zimno, założył kurtkę, wyciągnął paczkę ze spodni. Zapalił je. Wziął do ust, zaciągnął się, czuł jak dym zaczyna powoli wypełniać jego płuca, a przy tym zabijając wszystko napotkane, w organiźmie chłopaka.
-Skończę z tym, ale jeszcze nie teraz- okłamywał się tym codziennie.
Założył kaptur na głowę w jednym momencie kierując się w obojętną mu stronę. W mieście wszystko działo się swoim monotonnym stylem, dzieci bawiące się na ulicy, starsza pani pchająca wózek z dzieckiem, kobieta myjąca okno od swojego mieszkania, psy biegające po parku wąchające każdą napotkaną rzecz. Miał wrażenie że wszystko co go otacza, jest takie beztroskie, bez problemów, takie jak on chciał mieć.Nagle poczuł na swojej dłoni, która kurczowo trzymała się tytoniu krople deszczu. Momentalnie podniósł głowę w stronę chmury, z której natychmiastowo zaczął padać deszcz. Nie chronił się przed nim, czuł obojętność, w tej chwili nieważne było czy będzie mokry, czy też uda mu się ochronić.
Spostrzegł na marmurowych schodach koło dziedzińca dziewczynę. Nie wie co nim kierowało podszedł i usiadł koło niej. Kątem oka przypatrzył się, miała śniadą cerę, na twarzy było widać zmartwienie i ból. Ciemne kosmki włosów opadały na jej zmartwioną buzię.
-Nie boisz się, że się przeziębisz?-zapytał po dłuższej chwili wahania
-A tobie nie szkoda zdrowia na palenie?- odpowiedziała równym tonem
- Nie jesteś ubrana a pada, możesz zachorować
-A może ja właśnie tego chcę- rzekła wbijając wzrok w ściekające po schodach strugi deszczu, robiąc tym samym śmieszne zacieki
-Nikt nie lubi deszczu, ani choroby
-Ja kocham deszcz, bo w nim nikt nie dostrzega moich łez, one mieszają się razem z deszczem, więc nie mam się czym przejmować- tym razem śmiało podniosła wzrok na chłopaka.
Dostrzegł jej brązowe oczy, które były śliczne,  a zarazem pełne zawodu i zmartwienia, nie miała sylwetki modelki, ale nie przeszkadzało mu to. Miała włosy związane w kucyk, ale pojedyncze kosmki opadały na jej twarz, subtelne ręce silnie splatała wokół kolan, jakby chcąc by nikt jej nie zauważył.
-Nie powinnaś być w szkole?- zapytał z troską w głosie
-Nie, nie chcę- momentalnie popatrzyła na niego brązowymi oczyma z wielkim przerażeniem i strachem.
-Jak masz na imię?- zapytał lekko onieśmielony szybko zmieniając temat
-A czy to jest ważne, za chwilę i tak ty pójdziesz w swoją stronę, ja w swoją i zapewne zapomnisz mnie i już jutro nie będziesz wiedział jak mam na imię, ani gdzie mnie spotkałeś.
Chłopak wzruszył ramionami stale wpatrując się w nieznajomą dziewczynę. Deszcz już ustawał powoli, niebo wracało do normalności, ciemne chmury zaczęły zastępować jasne. Chwilę siedzieli w ciszy. Nagle chłopakowi coś się przypomniało, nachalnie wstał, zauważył kątem oka jak dziewczyna wzdrygnęła, stale obserwując ruchy bruneta.
-Muszę już iść, mam tylko nadzieję, że spotkamy się kiedyś jeszcze, a wtedy powiesz mi jak masz na imię- odpowiedział machając jej na pożegnanie.
Patrzyła jak jego sylwetka znika z pobliskimi uliczkami domów, poczuła coś dziwnego w środku, miała wrażenie że ten nieznajomy chłopak zrozumiał ją, wyczuła że nie jest sama, że on też ma pewnego rodzaju problemy, z którymi nie może sobie poradzić. Z rozmyślań wyrwał ją gołąb, który lądując tuż obok niej szukał jedzenia. Zobaczyła na zegarek dochodziła 21:30, poderwała się na równe nogi, zarzuciła kaptur na głowę, wzrok wbiła w swoje trampki, złapała głęboko powietrze po czym zaczęła się kierować w stronę swojego domu. Musiała zmierzyć się z problemem, a wiedziała, że po powrocie problemem będzie jej mama, która dowiedziała się wszystkiego, także o tym, że nie była w szkole. Była już na miejscu. Bezszelestnie weszła po schodach, otworzyła drzwi. Zdjęła buty i czym prędzej udała się do swojego pokoju. Jej niania zorientowała się, że już wróciła. Zawołała ją do kuchni.
-Sophie, mama dzwoniła przed chwilą, kazała ci przekazać, że jutro musisz iść do szkoły, dzwoniła do niej twoja wychowawczyni ze skargą związaną z twoją nieobecnością. Mama była bardzo wściekła, nawet mi się dostało, że nie umiem cię dopilnować- Pani Sara mówiła to z niesamowitym opanowaniem i melancholią. Była z pochodzenia Włoszką, mama dziewczyny dała jej pracę jako opiekunka jej córki.
-Dobrze- odpowiedziała kierując się w stronę pokoju.
Usiadła na łóżku, zabrała  w dłonie zdjęcia z nakastlika tuląc je z całej siły, roniąc tym samym łzy. Była wykończona fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Jutro jej próba przeżycia, walka, którą musiała przechodzić codziennie, wiedziała, że pewnego dnia może nie wytrzymać, a wtedy....
Przełamała się umyła się, przebrała. Usiadła na podłodze swojego pokoju wpatrując się w torbę leżącą koło łóżka, szybko wpakowała kilka książek, po czym odepchnęła ją jak najdalej od siebie, byleby nie mieć jej w zasięgu wzroku. Położyła się w łóżku, stale wpatrując się w zdjęcie swojej kochanej osoby. Nie płakała, nie miała już siły, jej całe ciało było niemym krzykiem, które rozrywało ją od środka.
-Proszę cię pomóż mi to jutro wytrzymać- ściskając mocno poduszkę tuląc ją z całej siły w drżące ze strachu ciało. Czekała na nią kolejna bezsenna noc....
                                       
                                            ****
1 rozdział, a wiec jak się Wam podoba, wiem trochę krótki, ale następny postaram się napisać dłuższy :) Możecie zostawiać w komentarzach adresy do blogów, chętnie poczytam 

Pozdrawiam ;D
xstupid-love.blogspot.pl



2 komentarze:

  1. Bardzo fajnie piszesz podoba mi się :)
    Historia zaczyna się robic bardzo interesujaca ♥
    Ann

    OdpowiedzUsuń