niedziela, 18 marca 2012

Prolog..

-Nie, nie, zostaw mnie- krzyczała przez sen. Codziennie ta sama godzina, 4 nad ranem, codziennie ten sam koszmar, który nie odstępował jej ani na krok. Czuła ciarki na całej powierzchni skóry, mężczyznę, jego głos, oddech, i dotyk,przez który nie mogła spać.
Podniosła się do pozycji siedzącej, włosy miała całe mokre od potu, na jej rozgrzanych policzkach widniały błyszczące się kropelki łez. Nikt nie wiedział co czuła, ból który ją przeszywał trzymała w tajemnicy, nie miała nikogo, ktoby mógł jej pomóc, pocieszyć, przytulić. Praktycznie wcale nie wiedziała co to znaczy miłość, wsparcie, oddanie drugiej osobie. Popatrzyła na swój pokój, który nie był wielki, bała się wręcz dużych pomieszczeń. Wszystko było takie same, stolik w kącie pokoiku, ciemno-różowe ściany na których widniały różnego rodzaju i wielkości kwiatki. Lampka nocna świeciła jasnym światłem tak jak ją zostawiła rozświetlając cały pokój. Wstała do pozycji półsiedzącej, przetarła oczy dłonią, pogładziła swoje świeże rany na ręce.
Ból- jedyna rzecz, ktora pomagała ukoić jej cierpienie. Bała się codzienności, starała sie przed nią uciekać. Na samą myśl o tym, że o 7 jak zwykle będzie musiała wstać, pozbierać się i iść do szkoły było przerażeniem, które praktycznie wypełniało całe jej życie. Pani Sara, ktora była jej pewnego rodzaju opiekunką wstanie jak zwykle rano, by zaścielić jej łóżko i przygotować śniadanie. Nienawidziła tego.
Inni mówiąc o śmierci byli przerażeni, nie chcieli umierać, argumentując tym, że życie jest piękne, w jej przypadku tak nie było. Śmierć traktowała jak dobrą wybawicielkę, przyjaciółkę, która doprowadzi ją do ukochanej babci, którą pożegnała 1 rok temu. Tylko ona ją rozumiała, wspierała. Nad łóżkiem trzymała zawsze jej zdjęcie wpatrując sie w nie ilekroś szła spać.
Nastała 6:30. -Nie pójdę dziś tam, nie jestem przygotowana, pewnie wychowawczyni zadzwoni do mojej mamy, z zapytaniem czemu mnie nie ma, a ona nie pytając nawet o powód każe mi iść i wygłosi godzinne przemówienie. Ale to nic na ten czas się wyłączę, byleby tam nie iść wszystko zniosę- Powiedziała podnosząc się znad poduszki i wpatrując się w ramkę z roześmianą starszą panią- Tylko Ty mnie kochałaś, dlaczego tak musi być, dlaczego nie możemy być razem?! Nawet nie wiesz jak za toba tęsknię- ciągła dalej, a po jej różowych policzkach spłynęła jedna samotna łezka.
Popatrzyła na okno, słyszała jak kropelki deszczu obijają się o szybę, tak jakby chciały, by wpuszczono je do środka. Typowa londyńska pogoda, którą ona uwielbiała a wręcz kochała. Po chwili nasłuchiwania, usiadła na swoim łóżku, ociągając się przebrała się w ulubione dresy i związała luźno kucyk. Nie jedząc nawet śniadania wyszła na dwór, udała się w stronę ulubionego parku. Kochała to miejsce z kilku powodów, ale jednym tym najważniejszym było to, że bardzo mało osób zaglądało w to miejsce. Idąc oczy miala wbite w swoje kolorowe trampki, które wydawały śmieszny dźwięk napotkając jakąkolwiek chropowatą przeszkodę. Wreszcie była na miejscu. Usiadła na swojej ulubionej ciemnozielonej ławce.
-Życie jest bez sensu, babciu powiedz mi, ile jeszcze zdołam wytrzymać?- chlipnęła pod nosem, oczy wbijając w zerdzewiałą nogę ławki.....
***   ***   ***   ***   ***   ***   ***
i jest prolog, a więc co myslicie? W razie jakichkolwiek uwag piszcie śmiało, no i bardzo proszę o ocenę i komentarze :) a tamten blog nadal prowadzę więc zapraszam serdecznie ;D
xstupid-love.blogspot.pl

2 komentarze:

  1. Zaciekawiło mnie ;D Szybko dodawaj nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż mi się smutno zrobiło czytam dalej :)
    A ogólnie bardzo fajne ;*
    Ann

    OdpowiedzUsuń